Warszawska giełda okazem zdrowia i siły
Rynki zdążyły już inwestorów przyzwyczaić do dziwnych zachowań. Wzrosty na początku roku, gdy wszyscy oczekiwali spadków. Korekta pod koniec miesiąca, gdy funduszowe window dressing indeksy powinno podnosić. Ostatnim z tego typu zaskoczeń jest siła GPW, która pod koniec minionego roku była jednym ze słabszych rynków.
Dzisiejsze zachowanie rynku na Książęcej może zaskakiwać. Już o poranku dało się zauważyć względną siłę krajowego parkietu, który wyjątkowo niechętnie reagował na gorsze zagraniczne nastroje. Podczas gdy straty w Paryżu czy Berlinie sięgały 1%, w Warszawie ciężko było o korektę powyżej 0,5%. Ponadto byki nadzwyczaj ochoczo wykorzystywały wszelkie pozytywne sygnały i starały się ignorować te gorsze. Udana aukcja włoskich obligacji skutkowała więc wzrostami, dzięki którym WIG20 na chwilę nawet się zazielenił.
Po południu przyszedł czas korekty, która indeksy zagraniczne sprowadziła na nowe sesyjne minima, ale na GPW ich nie doświadczyliśmy. Gorsze nastroje próbowano tłumaczyć na wszelkie możliwe nastroje. Bano się braku porozumienia w Grecji, jakby to było novum. Zapomniano, że wcześniej zła sytuacja Aten nie przeszkadzała bykom w podnoszeniu indeksów. Innym argumentem był kolejny rekord rentowności obligacji portugalskich, ale i to nie jest nowa sprawa. Już pod koniec minionego tygodnia było głośno o problemach Lizbony i nie przeszkadzało to rajdzie na parze EUR/USD. Początkowo walucie wspólnotowej nie przeszkodziły nawet ogłoszone w piątek po zamknięciu europejskich parkietów obniżki ratingu przez agencję Fitch dla pięciu państw ze strefy euro. Zniżkowały oceny Włoch, Hiszpanii, Belgii, Cypru i Słowenii. Utrzymały się jednak powyżej lub na równi z oceną agencji S&P - był to więc jedynie oczekiwany ruch dostosowawczy.
Dopiero dzisiaj euro zniżkowało wraz z indeksami giełdowymi, a niedźwiedzie wykorzystały również dzisiejsze dane makro mówiące o braku wzrostu wydatków Amerykanów w grudniu wobec prognoz zwyżki o 0,1% m/m. To był jednak powód naciągany, gdyż już wcześniejsze dane ukazywały obraz nie tak dobrej sprzedaży pod koniec minionego roku, jak tego oczekiwano. Wydaje się więc, że wykupione techniczne indeksy dążyły do korekty i każdy pretekst był dobry, by wzmóc chęć realizacji niemałych przecież zysków. Najbardziej traciły banki, które wcześniej najsilniej zyskiwały. Przeszkadzała im ponadto informacja z ust prezydenta Nicolasa Sarkozego, który chce od sierpnia wprowadzić we Francji podatek od transakcji finansowych.
W Warszawie jednak poziom 2300 pkt działał niczym magnes dla indeksu krajowych blue chipów i wszelkie spadki poniżej tej psychologicznej bariery wykorzystywane były do zakupów. Ostatecznie bardzo udana końcówka sesji postawiła kropę nad "i", WIG20 mimo nieprzychylnego środowiska zewnętrznego dzień zakończył wzrostem o 0,44%. Jeszcze silniej zwyżkował sWIG80, co potwierdza zdrową kondycję rynku. Warszawa gra więc na przeczekanie korekty w USA, a nawet podczas jej kreślenia nie ma zbytniej ochoty w partycypowaniu w spadkach, które dla najsilniejszego dziś indeksu w Europie Zachodniej, niemieckiego DAXa, wynosiły aż 1%.
Po południu przyszedł czas korekty, która indeksy zagraniczne sprowadziła na nowe sesyjne minima, ale na GPW ich nie doświadczyliśmy. Gorsze nastroje próbowano tłumaczyć na wszelkie możliwe nastroje. Bano się braku porozumienia w Grecji, jakby to było novum. Zapomniano, że wcześniej zła sytuacja Aten nie przeszkadzała bykom w podnoszeniu indeksów. Innym argumentem był kolejny rekord rentowności obligacji portugalskich, ale i to nie jest nowa sprawa. Już pod koniec minionego tygodnia było głośno o problemach Lizbony i nie przeszkadzało to rajdzie na parze EUR/USD. Początkowo walucie wspólnotowej nie przeszkodziły nawet ogłoszone w piątek po zamknięciu europejskich parkietów obniżki ratingu przez agencję Fitch dla pięciu państw ze strefy euro. Zniżkowały oceny Włoch, Hiszpanii, Belgii, Cypru i Słowenii. Utrzymały się jednak powyżej lub na równi z oceną agencji S&P - był to więc jedynie oczekiwany ruch dostosowawczy.
Dopiero dzisiaj euro zniżkowało wraz z indeksami giełdowymi, a niedźwiedzie wykorzystały również dzisiejsze dane makro mówiące o braku wzrostu wydatków Amerykanów w grudniu wobec prognoz zwyżki o 0,1% m/m. To był jednak powód naciągany, gdyż już wcześniejsze dane ukazywały obraz nie tak dobrej sprzedaży pod koniec minionego roku, jak tego oczekiwano. Wydaje się więc, że wykupione techniczne indeksy dążyły do korekty i każdy pretekst był dobry, by wzmóc chęć realizacji niemałych przecież zysków. Najbardziej traciły banki, które wcześniej najsilniej zyskiwały. Przeszkadzała im ponadto informacja z ust prezydenta Nicolasa Sarkozego, który chce od sierpnia wprowadzić we Francji podatek od transakcji finansowych.
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby logowania się za każdym wejściem, musisz się
zarejestrować lub zalogować.