Cypryjskie władze postanowiły, że nałożą podatek na wszystkie depozyty bankowe, jakie istnieją w ich kraju. Jego wartość ma wahać się od 6,75% do 9,9% kwoty przechowywanej na koncie. W razie uchylenia się od jego płacenia, grozić będzie kara do 3 lat pozbawienia wolności i 50 tysięcy euro grzywny.

Jak wyliczyli eksperci, dzięki takiemu jednorazowemu krokowi, budżet państwa wzbogaci się o niemal 6 miliardów euro. Problem w tym, że pomysł kompletnie nie podoba się Cypryjczykom. W związku z decyzją władz, od momentu przekazania informacji o planach rządu, w popłochu wypłacają pieniądze z banków.

Od soboty z godziny na godzinę przybywa bankomatów i banków, w których zabrakło środków do wypłaty, a i tak nie wszyscy zdążyli sięgnąć po swoje oszczędności tak szybko, jak planowali. Tym bardziej, że wiele banków zdecydowało się na nałożenie limitów na jednorazową wypłatę środków w wysokości 400 euro. Dodatkowo, zablokowano przelewy na zagraniczne konta.

Choć obywatele starają się ochronić swoje pieniądze, to jednak władze Cypru zapewniają, że wybieranie pieniędzy z rachunków oszczędnościowych w niczym nie pomoże, ponieważ stosowne kwoty już zostały odebrane i zamrożone w instytucjach bankowych, a przelewy bankowe w postaci elektronicznej zostały wstrzymane do jutra.

Prezydent Cypru, Nikos Anastasiades przeprosił swoich obywateli za tak radykalne działania, jednocześnie tłumacząc, że to na razie najlepsze wyjście, by uniknąć większych problemów finansowych krajów. Cypryjscy politycy podkreślają, że gdyby teraz nie naliczono podatku od depozytów, to państwu brakowałoby większej kwoty, a to oznacza, że w przyszłości Cypryjczycy znaleźliby się w jeszcze trudniejszej sytuacji niż obecnie.

W niedzielę, 17 marca władze Cypru miały głosować nad ugodą zawartą między ich krajem a jednostkami pożyczającymi środki finansowe, jednak przełożono to dopiero na wtorek. Część polityków od początku deklaruje, że nie opowie się za takim rozwiązaniem.