Rząd od dłuższego czasu zastanawiał się nad oskładkowaniem umów o dzieło i umów-zleceń, a ostatnio plany te nabrały bardzo realnych kształtów. Okazuje się jednak, że choć może to poprawić sytuację osób zatrudnionych  na umowy cywilnoprawne zapewniając im możliwość urlopów, odkładania na emeryturę z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych oraz otrzymywania darmowej opieki medycznej, to jednak niekoniecznie pomoże budżetowi państwa.

Jak poinformowała wiceminister finansów Izabela Leszczyna, składki od osób pracujących na „umowy śmieciowe” będą dotyczyły zaledwie 0,67% ubezpieczonych w ZUS, a to zbyt mało, by zmiany przełożyły się na realne zwiększenie budżetu. Okazało się bowiem, że na 815,8 tysiąca osób zatrudnionych w ramach umów-zleceń jedynie 12% pracowników miało więcej niż 1 umowę tego typu. Sumowanie umów w celu naliczania składek objęłoby więc mniej niż 0,7% ubezpieczonych.

Przede wszystkim jednak, dochody ze składek płaconych od umów cywilnoprawnych nie będą zaliczane na konto ZUS, a Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. To natomiast  powoduje, że nie można uwzględnić ich w budżecie na kolejny rok.

W związku z tym, największą korzyścią, jaką przyniesie oskładkowanie wspomnianych umów będzie ukrócenie unikania płacenia składek przez pracodawców. Nie będzie już można zawierać wielu umów z jedną osobą tylko po to, żeby zaoszczędzić na płaceniu składek na ubezpieczenie społeczne.

Zgodnie z dokumentem przyjętym w marcu tego roku, składki od „umów śmieciowych” mają dotyczyć umów-zleceń. Nie ustalono jeszcze, jaka będzie przyszłość umów o dzieło. Poza tym, marcowy dokument zawiera zapisy odnoszące się do nałożenia obowiązkowego ubezpieczenia emerytalno-rentowego dla członków rad nadzorczych. Przyjmując go zakładano, że zmiany przełożą się na zwiększenie dochodów FUS o ok. 650 milionów złotych w samym tylko bieżącym roku.