Chociaż Polacy zakładali, że Komisja Europejska może pozwać nasz kraj do Trybunału Sprawiedliwości, to niekoniecznie zakładali, że właśnie taki będzie powód ej decyzji. Dzisiaj okazało się, że KE rzeczywiście zgłosiła Polską sprawę to europejskiej jednostki sądowniczej. Chodziło o sprawę sprzed niemal roku, kiedy to 3 lipca upłynął termin, do którego nasz rząd miał przyjąć dyrektywę dotyczącą systemu gwarancji depozytów.

Na przestrzeni wszystkich miesięcy, które minęły, odkąd skończył się termin wdrożenia zasad, KE wysłała do Polski dwa ponaglenia w tej sprawie. Dały one oczekiwany rezultat, jednak politycy nie zdołali jeszcze przyjąć dyrektywy, choć zamierzają zrobić to w najbliższym czasie.

Już po przekazaniu informacji o zgłoszeniu polskiej sprawy to TS, minister rozwoju Mateusz Morawiecki uspokajała, podkreślając, że przepisy zaczną obowiązywać w ciągu kilku najbliższych tygodni. Szybka reakcja rządu na kroki KE była możliwa, dzięki temu, że 20 maja Sejm przyjął już wspomniane przepisy.

Fakt, że KE zgłosiła sprawę do Trybunały może nieco dziwić, ponieważ europejscy politycy doskonale wiedzieli, na jakim etapie prac wdrażających przepisy jest też polski rząd. Zdawali sobie sprawę z tego, że działania mają się ku końcowi, a do wprowadzenia dyrektywy brakuje już tylko przegłosowania jej w Senacie i zatwierdzenie przez prezydenta. Niemniej jednak, eksperci uspokajają twierdząc, że Komisja może w dowolnej chwili wycofać pozew.

Wszystko wskazuje na to, że KE wycofa pozew, jeśli tylko otrzyma informację o wdrożeniu dyrektywy traktującej o systemie gwarancji depozytów, która ma zwiększać ochronę wszystkich jednostek oddających swoją własność w depozyt. Jeżeli jednak Polacy nie zrobią tego do chwili, gdy Trybunał Sprawiedliwości będzie orzekał wyrok w tej sprawie, to Unia może nałożyć na Polskę karę finansową za niestosowanie się do ogólnie przyjętych zasad.